- Dziękuję. Waśnie tego potrzebowałam - przyznała, uświadamiając sobie, że ma wyjątkowo napięte nerwy. - Czuję, że zbliża się coś niedobrego - mruknął do siebie. - Mówił, że ma jakieś dokumenty do przejrzenia. - Posłuchaj: obydwaj wiemy, że seryjni mordercy nie od razu zaczynają z pełnym rytuałem. Zbrodnia się rozwija, facet powoli chwyta, co sprawia mu przyjemność. Obydwaj też wiemy, że seryjni przenoszą się z miejsca na miejsce. Zabija raz, potem zmienia miasto, czasami wraca, czasem robi przerwę. — Ja... właściwie sama nie wiem. - Wyjdźmy na zewnątrz. Po chwili wahania pobiegł za nią. Wołał ją, ale nie raczyła się zatrzymać czy choćby odwrócić głowę. Wreszcie przegonił uparciuchę i zastąpił jej drogę. - Och, nie. Całkiem przyjemna noc. Skóra na całym ciele piekła ją tak, jakby ktoś żywcem ją przypalał. Deski podłogi uwierały w kolana. Bolały plecy, a serce tłukło się niespokojnie. - Co robiłaś w Hongkongu? - Ale z łódki lepiej widać życie rzeki. - Naprawdę się boisz - powtórzyła. - Nigdy nie zapomnę - przytaknęła z powagą. - Możesz na mnie liczyć, tatusiu. Na wspomnienie żony Bryce'a znów ogarnęło poczucie winy. Nie chciał o tym rozmawiać, a już na pewno nie z Klarą. Wydawało mu się, że w ten sposób jeszcze bardziej krzywdziłby Dianę.
jak tylko zapragnę... Nawet początkowo łatwo się dorobiłem, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to jest Nie chciała o tym myśleć. Wolała myśleć o tym, że ksią¬żę ma przyjemny, aksamitny głos. Dlatego muszę Was zostawić. Nie ma innego wyjścia. Nie mogę Cię widywać. Nie mogę być blisko Ciebie. Może jestem naiwna, ale po naszych pocałunkach nie potrafię zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Bo stało się. - Powiedział mi, że jest lotnikiem, bo lata samolotem. I że musi naprawić swój samolot, bo to jest dla niego sprawa Poczuł się zawiedzony. Przyzwyczaił się do tego, że na kolacji zjawiała się w jednej z pięknych kreacji siostry. - Świetny pomysł. Południowy stok jest bardzo przy¬jemny o tej porze dnia - zgodził się Dominik i odwrócił głowę, by ukryć chytry uśmieszek. - Dlaczego? słońca. Tammy oniemiała z wrażenia, gdy wioząca ich limuzyna zatrzymała się przed ogromnymi marmurowymi schodami. Poniżej schodów znajdowało się krystalicznie czyste jezioro, a powyżej... Powyżej wznosił się nieprawdopodobnie pięk¬ny zamek z białego kamienia, ozdobiony niezliczoną ilością wież, wieżyczek i balkonów. Otaczały go majestatyczne gó¬ry. Na ich skalistych graniach lśnił śnieg, a poniżej ciągnęły się przepiękne lasy. - A zatem Henry ma dziesięć miesięcy i jest następ¬cą tronu, tak? A pan zamierza zabrać go do swojego zam¬ku i wynająć kompetentną osobę, która będzie się nim opiekować tak długo, aż dorośnie i będzie mógł zostać królem? - Dobra, zostawmy ją. Teraz chodzi o Henry'ego. Przy¬kro mi, ale muszę go zabrać. - Świetny pomysł. Południowy stok jest bardzo przy¬jemny o tej porze dnia - zgodził się Dominik i odwrócił głowę, by ukryć chytry uśmieszek. Tammy zamknęła oczy. pochylił się nad trzymaną w dłoniach Różą i zamknął oczy. Niespodziewanie uśmiechnął się.
©2019 clarior.pod-grupa.cieszyn.pl - Split Template by One Page Love