Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/clarior.pod-grupa.cieszyn.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found
in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5
Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13
Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14
Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15
Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16
Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
Spojrzał na nią, a jego oczy błysnęły dziwnie. Tak, oczekiwał jakiejś wykrętnej odpowiedzi. Czego in¬nego można spodziewać się po kobiecie, która nie przyje¬chała na pogrzeb siostry ani nie zainteresowała się osiero¬conym siostrzeńcem? Gdyby nie przepisy, Mark w ogóle nie chciałby jej widzieć, tylko natychmiast zabrałby małego do kraju. Na samą myśl o tym, jak zaniedbano Henry'ego, ogarnęła go wściekłość. Chłopiec dalej żuł list cioci Tammy i ani trochę nie wy¬glądał na śpiącego. tylko trzy wulkany, z tego jeden wygasły, Mały Książę poświęcał tej pracy wiele czasu. Lubił swoje wulkany nie dzwonił. Miałeś dwa telefony od Nielsona. - Zadzwoń do niego, dowiedz się, czego chce. Oczywiście, jeśli nie sprawi ci to kłopotu. - Skądże. Wiedziałam, że Huff będzie się o ciebie martwił, więc zadzwoniłam do niego. Powiedziałam mu, że wszystko z tobą w porządku, odpoczywasz w domu i jeśli ktokolwiek, włączywszy jego samego, spróbuje zbliżyć się do podjazdu, zastrzelę go. Uśmiechnął się do niej. - Wierzę, że byłoby cię na to stać. Chris się odzywał? - Powiem ci coś o Chrisie. Nie jest twoim przyjacielem, Beck. Otworzył oczy. Sayre potrząsnęła powoli głową. - Naprawdę - dodała łagodnie. Przyglądał się jej przez długą chwilę, zanim zamknął oczy i zapadł w sen. Kwadrans po szóstej Sayre zadzwoniła jeszcze raz do Huffa. - Mówi Sayre - rzuciła w odpowiedzi na jego gniewne „Halo". - Wiem z wieczornych wiadomości, co się stało. Oddychał ciężko. Sayre wyobrażała sobie, że ściska słuchawkę tak mocno, aż zbielały mu kostki. Zapewne gniewnie zaciągał się dymem z papierosa, a w jego oczach płonęła furia. - Zadzwoniłaś, żeby się napawać moim nieszczęściem? - Zadzwoniłam ze względu na Becka. Kiedy się obudzi, będzie chciał wiedzieć, jak zareagowałeś. Na początku nie mogła uwierzyć w to, co oznajmił prezenter dziennika. Gdyby nie nagranie wideo, zaprezentowane jako dowód, uznałaby to za kaczkę dziennikarską. Po południu w fabryce Huffa pojawili się przedstawiciele OSHA i zamknęli cale przedsiębiorstwo, zarówno produkcję, jak i dystrybucję gotowych towarów. - Tragiczne to czasy, gdy banda biurokratów, którzy całe życie bawią się długopisami i nigdy nie skalali się porządną pracą, odbiera firmę uczciwemu przedsiębiorcy - zaczął zrzędzić Huff. - Przyłożyłaś do tego ręki? - Nie, Huff. Ty to zrobiłeś. Sam sprowadziłeś na siebie ten los. Ostrzegano cię wiele razy. Gdybyś podporządkował się zaleceniom... - Chciałaś powiedzieć: gdybym podwinął pod siebie ogon. Kłótnia z Huffem była pozbawiona sensu. Nigdy nie przyzna się do winy. Działalność Hoyle Enterprises zostanie zawieszona do chwili drobiazgowej inspekcji w fabryce. Agencja żądała pełnego podporządkowania się zaleceniom inspektorów oraz zapłacenia grzywien za wszelkie wykroczenia. Oczekiwano, że będzie ich wiele. - Co zamierzasz zrobić? - spytała. - Nie zamierzam się poddać tym skurwysynom. Jeżeli myślą, że pozwolę im przeprojektować moją fabrykę wedle ich woli, lepiej niech się zastanowią jeszcze raz. „Przeprojektowanie", wedle słów rzecznika OSHA, miałoby obejmować między innymi obowiązkowe zainstalowanie wyłączników bezpieczeństwa przy każdej maszynie, zamontowanie barierek i poręczy, wprowadzenie odpowiednich zabezpieczeń przed upadkiem z wysokości oraz zainstalowanie odpowiedniego systemu wentylacyjnego, żeby polepszyć warunki pracy. - Co mam powiedzieć Beckowi, kiedy wstanie? Huff przekazał jej wiadomość, a potem rozpoczął kolejną diatrybę przeciw agencji federalnej: - Ci jankesi z Waszyngtonu nie wiedzą, z kim zaczęli. - Myślę, że doskonale zdają sobie z tego sprawę, Huff. Właśnie dlatego nie będą mieli dla ciebie litości. Ochmistrzyni spojrzała na nią z przerażeniem. - A nie spróbujesz mnie znowu uderzyć? - Nie wiem - odburknęła niechętnie nastolatka. – Skoro ta pani zabiera dziecko, to znaczy, że jestem zwolniona, tak? Liczyłam na... - Niestety, według prawa następca tronu musi zjawić się w kraju w ciągu czterdziestu dni od śmierci panującego. Termin minie w piątek. - Czy ty teraz też już jesteś mądrym Poszukiwaczem Szczęścia? -spytał Mały Książę patrząc Pijakowi prosto w Mark z uśmiechem posadził Henry'ego na miękkiej tra¬wie porastającej polankę. Dziękują za list i życzenia. Jestem tak zajęta i jest mi tu tak dobrze, że nawet nie tęsknią za Australią, ale za Wami - tak. się cicho, a kiedy przeszli na drugą stronę równie cicho powróciła na poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było - Niczego na ciebie nie zwalam!
Podróż przebiegała w napiętym milczeniu. tamten nie rezygnował. - Skąd wiesz? Nie próbowałaś jeszcze ze mną. - I nie spróbuję. - I nie spróbuję - powtórzył, naśladując jej ton. - Podłapałaś napuszoną mowę w tym swoim San Fran-cis-co. Spojrzała na niego ostro. - Ha! Zastanawiasz się, skąd o tym wiem? Znam cię, panno Sayre Hoyle. Nie mógłbym zapomnieć koloru twoich włosów ani... - objął wzrokiem jej sylwetkę, prawdopodobnie uznając, że jest kusicielski -... ani twoich kształtów. Nabawiłaś się kilku złych nawyków w tej swojej Kalifornii, ale wszystkie tamtejsze cioty gadają tak śmiesznie jak ty, więc chyba nie mogę cię za to winić. - Pochylił się ku niej i dodał szeptem: - Założę się, że nadal masz taki słodki tyłeczek, jak wtedy, gdy byłaś szesnastoletnią cheerleaderką. Skakałaś po całym boisku, robiłaś gwiazdy i tym podobne. Te twoje wymachy zawsze dodawały mi wigoru. Z niecierpliwością wyczekiwałem każdego piątku. - Urocze - odparła, obdarzając go zimnym spojrzeniem. - A teraz spadaj, jeśli łaska. Jednak nieznajomy wsunął się już na ławkę naprzeciwko niej. Sayre sięgnęła po torebkę, lecz zanim zdołała wydostać się z kubika, zacisnął dłoń na jej nadgarstku. - Puść mnie - powiedziała, usiłując się wyrwać. - Staram się po prostu prowadzić przyjacielską pogawędkę - odparł przymilnym tonem. - Przecież się znamy. Nie pamiętasz mnie? Sayre nie miała ochoty na żadną konwersację, przyjacielską czy nie, z tym łazęgą o długich, żółtych szczurzych zębach, przerzedzonej żółtawej koziej bródce i ogromnych uszach. Nie chciała jednak wdawać się z nim w niepotrzebną szarpaninę, przyciągając uwagę innych klientów baru. Nie zamierzała robić z siebie widowiska, co niechybnie dotarłoby do Huffa i Chrisa, którzy myśleli, że wyjechała do Nowego Orleanu, zgodnie z wcześniejszymi zamierze-niami, i ubawiliby się jej przygodą. Spojrzała na intruza najzimniej, jak potrafiła. - Nie wiem, kim pan jest, i nie obchodzi mnie to. Jeżeli nie puści pan natychmiast mojej ręki... - To co? - spytał drwiąco, zaciskając tylko mocniej dłoń na jej nadgarstku i wbijając boleśnie palce w miękką poduszkę pod kciukiem. - Niby co zrobisz, jeśli cię nie puszczę? - Złamie ci twój cholerny kark. A jeśli nie, ja to zrobię. Szczęka natręta opadła nieco, gdy spojrzał ponad ramieniem Sayre. Odwróciła się i dostrzegła Becka Merchanta, opartego swobodnie o niską ściankę działową za jej plecami, zupełnie tak, jak na cmentarzu, gdy wspierał się o bagażnik jej samochodu. Uśmiechał się również w ten sam sposób, leniwie, niezobowiązująco, tym razem jednak wyłącznie ustami. Jego oczy odzwierciedlały groźbę, którą właśnie zadeklarował słownie. Podkopało to nieco pewność siebie intruza. - Kim ty niby jesteś, żeby się wtrącać? - wyraźnie nadrabiał miną. - Jestem facetem, który zaraz złamie ci kark. - Już raz spuściłem ci manto. Widzę, że o tym zapomniałeś, ale z przyjemnością odświeżę ci pamięć - odgryzł się. Blefował. Nawet Sayre, która nie była specjalistką od walk na pięści, widziała to wyraźnie. - Zostaw ją w spokoju. Na-tych-miast. - Beck zaakcentował ostatnie słowo. Nieznajomy zawahał się przez chwilę, a potem puścił jej rękę i wstał od stolika. Uśmiechając się szyderczo do Sayre, rzucił na odchodne: - Zawsze uważałaś, że jesteś lepsza od innych, jak wszyscy Hoyle'owie. - Lis miał rację, ale chyba nie powiedział mi wszystkiego - Mały Książę rozpogodził się i troskliwie głaskał listki Jednak w tej chwili nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Targały nim namiętności, których nie rozpoznawał. Miał wrażenie, jakby grunt usuwał mu się spod nóg, a cały do-tychczasowy świat walił się w gruzy. I nic już nie było pew¬ne, oprócz tego, że trzyma Tammy w ramionach, a ona pod¬daje się chętnie, jej piersi przylegają do jego torsu, jej usta rozchylają się jak płatki róży... Była taka cudowna... Włosy miała splecione w warkocz, a na czubku jej nosa widniała ciemna smużka - widać ocie¬rała sobie twarz zabrudzoną dłonią. Mark wpatrywał się w drobną twarz Tammy z absolutnym zachwytem, zakocha¬ny do szaleństwa. - To chodźmy najpierw nad brzeg morza. Jest tam duży kamień, na którym lubię siadać i marzyć, obserwując zachód - Wynajmuję niewielki pokój na peryferiach, po połud¬niu wezmę taksówkę i pojadę tam, żeby zabrać to, co mi potrzebne. Całość z pewnością zmieści się do plecaka. Na miejscu kupię sobie nowe dżinsy. Macie chyba dżinsy w Broitenburgu, co? Zerknęła na śpiącego na jej ręku chłopczyka. wyjątkowo dokuczliwy był hałas spowodowany przesuwającymi się łańcuchami. - I na pewno z łatwością uda się panu uzyskać je już jutro - skwitowała ironicznie. - Życzę powodzenia. - Jaki bystry! - chwalili małego księcia. To był najdłuższy miesiąc w życiu Marka. - Księstwie. - No to świetnie! - Nim zdążył się zorientować, co się święci, posadziła mu Henry'ego na kolanach. Kiedy podszedł do Róży, by ją przykryć na noc kloszem, wydała mu się wyjątkowo piękna. I wyjątkowo mu bliska.
©2019 clarior.pod-grupa.cieszyn.pl - Split Template by One Page Love